niedziela, 25 maja 2014

Sztuka prawienia komplementów...

Mój Mąż jest człowiekiem ogarniętym życiowo, inteligentnym i raczej zorganizowanym. Potrafi złożyć rozliczenie pit, zaparkować tyłem, zrobić zakupy w dwadzieścia minut i robić wiele innych pożytecznych rzeczy, w których ja zupełnie się nie sprawdzam. Jest jednak jedna rzecz, która nie wychodzi mu najlepiej - prawienie komplementów.

Małżonek dwa lata temu zmuszony był zgłosić się do szpitala w celu uporania się z problemami zdrowotnymi. Oczywiście przypłaciłam to dużym stresem, a co za tym idzie szybko pozbyłam się paru kilogramów (rzecz jasna nie narzekam z tego powodu). Któregoś razu (a było to już kiedy Stateczny mógł się skupić na czymś więcej, niż ciągnięcie szwów) wchodzę jak co dzień do jego sali i słyszę od progu:

M: A cóż to za piękna i szczupła kobieta? To przecież nie może być moja żona!

Chyba nie muszę dodawać, że po chwili dość chaotycznie zaczął się tłumaczyć - totalnie się pogrążając. Ubaw miałam przedni.
 
Tego typu wpadki zdarzają mu się dość często, jak choćby opisywana już  "koszula country", a ostatnia miała miejsce wczoraj.
Chodziłam z przyjaciółką w poszukiwaniu sukienki na wesele. Warto dodać, że ślub odbędzie się w najbliższą sobotę, a więc za niespełna tydzień! Tym bardziej więc zależy mi na szybkim kupnie sukienki.
Nie mogłam się zdecydować, J. wybrała swoją (zazdroszczę, ale tak to jest jak ma się rozmiar 34 i wszystko leży na niej cudnie!), a ja skończyłam na zrobieniu w przymierzalni zdjęć w dwóch modelach, w których czułam się najlepiej.
Oczywiście postanowiłam pokazać zdjęcia Statecznemu z nadzieją, że może coś mi doradzi (o słodka naiwności).

SM: No i co myślisz? To jest mój typ, właśnie ta w kwiatki podoba mi się najbardziej... a ten rozkloszowany dół zupełnie mnie zauroczył... ale nie wiem, czy się nadaje na taką imprezę.
M[beztrosko]: O! Mogłabyś w niej konkurować z Conchitą Wurst!
SM[zbierając szczękę z podłogi]: No świetnie! Po prostu cudownie! Ja pokazuję ci się w sukience, a ty porównujesz mnie do kobiety z brodą!
M[tonem usprawiedliwienia i zupełnego niezrozumienia mojemu oburzeniu]: Miałem na myśli, że spokojnie mogłabyś w niej ubijać masło u Donatana! To przez te kwiatki, rozumiesz?

Pocieszam się, że kiedy J. wróciła do domu i pokazała się w swoim stroju jej T. podsumował ją tak:

T: Hm... jakoś tak... świeci się, nie?
J: Podoba ci się, czy nie?
T: Wolałem cię w tej zielonej sukience w której byłaś na weselu swojej siostry.
J: Na weselu siostry byłam w czarnej sukience.
T: Oj no mówię przecież.

Także właśnie.

A tak spędzaliśmy weekend:

Zabawa, słońce i świeże powietrze - to jest największa frajda. 
Konewka, łowienie szyszek i drzemka w cieniu, przy szumie oczka. 

Nie tylko Okruch domagał się drzemki. Nasz chomik szybko wymięka - co innego pies Teściów.

Ja wiem, że piękny ogród wymaga bardzo dużego nakładu pracy i sił... ale czyż nie warto?
Uwielbiam ogród Teściów.

Poza tym był jeszcze niedzielny grill, ale bateria w telefonie padła już na samym początku i zdjęć nie ma.
Okruch od poniedziałku rusza do żłobka na adaptację. Trzymajcie kciuki!

3 komentarze:

  1. He he faceci :D Potrafią coś śmiesznego powiedzieć, nawet nie wiedząc o tym :D
    Wszystkim mamusiom i przyszłym mamusiom życzę Wszystkiego Najlepszego. Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogoliłaś chomika - zła pani, zła :p
    Teraz się zastanawiam czy lepiej nie słyszeć komplementów czy takie :-)
    A w TV słyszałam "TO NIE BYŁA KOBIETA Z BRODĄ, TO BYŁ FACET W KIECCE", tak, mówiący to pan krzyczał ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń