Mój Okruch co i rusz podłapuje coś, co mu się podoba – raz przyuważył reklamę z
Adamczykiem śpiewającym „będę brał cię…” i fajnie tańczył, kiedy ją słyszał.
Kiedy widzi kaczuszki robi „kwa kwa kwa”, szuka swojej gumowej kaczuszki, wciska
ją do ust pierwszej z brzegu osobie i każe pożerać (taka mądra zabawa wymyślona
niechcący przez rodziców…). Wszystko to jest urocze… do czasu, aż nie przeradza
się w dręczącą mój mózg obsesję!
Moje Okruszysko ząbkuje. Ząbkuje i marudzi, zdarzyło nam się więc parę nieprzespanych nocek podczas których piszczał i krzyczał po przebudzeniu tak, że nie mogliśmy go nijak uspokoić. Nie wiem co mi strzeliło do tego rudego łba, ale wzięłam komórkę i przypominając sobie jak cieszył się na reklamę heyah pospiesznie odpaliłam ją na youtube. Pomogło! Tańczący w rytm piosenki Krawczyka Jak sprawił, że Okruch dał się utulić przy dźwiękach reklamy. Odetchnęliśmy z ulgą. Tej nocy słyszałam Jaka jeszcze kilkanaście razy. Następnej nocy znów. Kiedy reklama leci w telewizji dziecko szuka mojego telefonu i każe mi znów włączać tę paskudną melodię! Kiedy włączam piosenki, żebyśmy mogli trochę się przy muzyce powygłupiać moje dziecko krzyczy i żąda paskudnego Jaka! Któregoś razu musiałam pilnie wysłać maila, a Okruch był marudny.Posadziłam na kolanie, włączyłam paskudztwo. Obejrzał raz, drugi – chciałam wyłączyć, ale słodko prosi – niech ma. Po trzecim razie, kiedy moja psychika zaczęła błagać o litość, postanowiłam, że koniec dobrego. Co to była za panika! Moje dziecko po raz pierwszy rzuciło się na podłogę drąc się i kopiąc nogami, turlając i nie dając mi się dotknąć, kiedy zrozumiał, że uparta Matka nie ma zamiaru ulec. Ba! Kiedy próbowałam go podnieść zacząć piszczeć jeszcze bardziej i wyrywać się w rozpaczy. W sumie akcja trwała około 20/30 minut.
Moje Okruszysko ząbkuje. Ząbkuje i marudzi, zdarzyło nam się więc parę nieprzespanych nocek podczas których piszczał i krzyczał po przebudzeniu tak, że nie mogliśmy go nijak uspokoić. Nie wiem co mi strzeliło do tego rudego łba, ale wzięłam komórkę i przypominając sobie jak cieszył się na reklamę heyah pospiesznie odpaliłam ją na youtube. Pomogło! Tańczący w rytm piosenki Krawczyka Jak sprawił, że Okruch dał się utulić przy dźwiękach reklamy. Odetchnęliśmy z ulgą. Tej nocy słyszałam Jaka jeszcze kilkanaście razy. Następnej nocy znów. Kiedy reklama leci w telewizji dziecko szuka mojego telefonu i każe mi znów włączać tę paskudną melodię! Kiedy włączam piosenki, żebyśmy mogli trochę się przy muzyce powygłupiać moje dziecko krzyczy i żąda paskudnego Jaka! Któregoś razu musiałam pilnie wysłać maila, a Okruch był marudny.Posadziłam na kolanie, włączyłam paskudztwo. Obejrzał raz, drugi – chciałam wyłączyć, ale słodko prosi – niech ma. Po trzecim razie, kiedy moja psychika zaczęła błagać o litość, postanowiłam, że koniec dobrego. Co to była za panika! Moje dziecko po raz pierwszy rzuciło się na podłogę drąc się i kopiąc nogami, turlając i nie dając mi się dotknąć, kiedy zrozumiał, że uparta Matka nie ma zamiaru ulec. Ba! Kiedy próbowałam go podnieść zacząć piszczeć jeszcze bardziej i wyrywać się w rozpaczy. W sumie akcja trwała około 20/30 minut.
Nie poddałam się. Unikam Jaka. Moje dziecko jest na odwyku. I ja też… bo jeszcze kilka dni z Krawczykiem i
zacznę się zachowywać, jak Jaś z popularnego dowcipu:
Pewnego razu tata miał
popilnować Jasia. Założył malcowi słuchawki, włączył adapter i nastawił płytę z
bajką, a sam poszedł zabawić się z mamusią. Wraca po dwóch godzinach i od progu
słyszy jakieś głuche odgłosy oraz krzyki dochodzące z pokoju syna. Wchodzi i
widzi Jasia, który bije głową o ścianę i krzyczy:
- Chcę! Chcę! Chcę!
Zdziwiony zakłada słuchawki, a tam głos:
- Czy chcesz usłyszeć bajkę... kchrp, czy chcesz usłyszeć bajkę... kchrp, czy chcesz usłyszeć bajkę... kchrp...
- Chcę! Chcę! Chcę!
Zdziwiony zakłada słuchawki, a tam głos:
- Czy chcesz usłyszeć bajkę... kchrp, czy chcesz usłyszeć bajkę... kchrp, czy chcesz usłyszeć bajkę... kchrp...
Morał jest krótki i niektórym znany: jeśli chcesz zwariować, włącz dziecku reklamy.
Przez jakiś czas „jak” trafia do rejestru słów zakazanych!
A tego radzę unikać i nie mówcie, że Was nie ostrzegałam!
Wizerunek jaka ukradziony gdzieś z otchłani internetów
Ach, a na marginesie - od zawsze wiedziałam, że pytanie mojego Małżonka o to
jak wyglądam w danym ciuchu, bądź czy uważa, że tyję/chudnę to nie jest
najlepszy pomysł. Ale człowiek młody, naiwny, nic się na błędach nie uczy.
Ostatnio czuję, że chyba mi się przytyło (dwa tygodnie bez ćwiczeń i folgowanie
ze słodyczami), więc leżąc w łóżku z M. z jesienną melancholią w głosie pytam:
SM: Kochanie przytyłam?
M: Nie.
SM: Bardzo?M: Nie.
Przypomniało mi się jeszcze z Jagodowego podwórka:
J: Przytyłam?
T: [panika w oczach, wchodzą na grząski teren] Nie...
J: Spójrz, na pewno?
T: [ostrożnie] Nie, ale urosły ci piersi!
Brawo Tomku! Oto szczyt dyplomacji - jak powiedzieć kobiecie, że przytyła, sprawiając, że na jej twarzy pojawia się uśmiech. +10 do instynktu samozachowawczego :-)