czwartek, 30 stycznia 2014

Rosół najlepszy na zimno!

I otóż wiem, co piszę - na zimno, nie na zimę.
Sam zamysł Statecznego był dobry - kiedy rosół jest jeszcze ciepły i nie można go umieścić w lodówce, to warto wystawić na balkon - niech gar tam do rana przekoczuje, temperatura sprzyja takim rozwiązaniom.
I wszystko byłoby dobrze, ale zabrakło jednego elementu...


... jakiego - chyba nie muszę tłumaczyć.
Małżonek widząc powstawanie kompromitującego wpisu zaczął dość zawile tłumaczyć, że rosołu było mało i zagranie było strategiczne, bo uznał, że rosół posłuży jako baza do posiłku psa...
Zgadza się, ilościowo rosołu zostało jak na lekarstwo (do tego normalnie dokładamy ryż, udko kurczaka i Kudłacz ma jedzenia na dwa-trzy dni), ale czy musiał zaraz powiększać jego objętość za pomocą śniegu?
A ponoć kobieca logika to coś, czego istnienia nikt nie dowiódł...

Na marginesie - zimowe zmiany - mam nadzieję, że na lepsze.
Poprzedni szablon nieco mnie przytłaczał i jakoś nie pasował do zimowej aury.

niedziela, 26 stycznia 2014

Zimowe kroki!

Uwielbiam rozmawiać z moim Małżonkiem o kosmetykach.

SM: Ta odżywka powinna rozwiązać wszystkie moje problemy! Posłuchaj: "Już po 10 dniach kuracji znikną wszelkie problemy, a ty będziesz się cieszyć pięknymi i zadbanymi paznokciami..."
M: Te finansowe też?

Zima przyszła i za oknami zrobiło się magicznie. Kot teściów pięknie pozował marznąc na tarasie. Nie to, żebyśmy siłą przetrzymywali go na dworze. Otóż Kaja nie wejdzie do domu kiedy my - bezczelni obcy - siedzimy wewnątrz.


Odnotowuje dziś rzecz fantastyczną - Okruch chodzi! Co prawda od dawna zasuwał przy meblach, odkurzaczu i wszystkim, co da się popchać... od dawna próbował robić po parę kroków bez trzymanki, ale właśnie dziś moje Dziecię doszło do wniosku, że jednak poruszanie się o dwóch nóżkach to jest to!
Jestem przeszczęśliwa i zaczynam kolekcjonować komentarze typu:

- "och, teraz dopiero będziesz musiała uważać"
- "ojej, współczuję, teraz będziesz miała się na baczności!" 
- "haha, teraz zobaczysz co to znaczy mieć dziecko"
- "u... to się nabiegasz"
- "od teraz ani chwili spokoju!"

Jedyne co się zmienia, to że mam nadzieję przestać wyrzucać rajstopki, które dotąd przecierały się na kolanach w tempie ekspresowym i mniej irytować się na zimne od płytek rączki - bo przecież akurat przedpokój i kuchnia wyłożone płytkami to najlepsze miejsca zabaw i raczkowania.
Od dziś również mniej się przejmuję, kiedy Łobuziak się puszcza, bo już zupełnie pewnie stoi... ba! pewniej choćby od Statecznego, kiedy ten wraca z resetowania systemu z kolegami.
Poza tym wygląda tak pociesznie - mój mały, duży Okruch!
Oczywiście zdążyłam się już wzruszyć i uronić "samotną łzę". No, może nie do końca samotną, bo Babciom również oczy się zeszkliły, że ten nasz maluch tak szybko rośnie.

piątek, 17 stycznia 2014

A może by tak o kolorach...

Było o zabawkach Okrucha, to teraz będzie o zabawkach Statecznej.
Mam takie jedno hobby, zboczenie, zbieractwo, czy jak woli mawiać Małżonek "marnotrawstwo pieniędzy"... lakiery do paznokci!
Lubię kupować, malować, testować, kombinować.
W ciąży miałam więcej czasu, więcej cierpliwości i często siedziałam nad paznokciami maziając najróżniejsze wzorki. Teraz z czasem i ochotą nieco gorzej, ale zapał do zakupów i jednolitego malowania pozostał...
Dziś przejrzałam zapasy - wyrzuciłam starocie, które już do niczego się nie nadają i zostawiłam te, które mają jeszcze szansę na użycie. Wiele z nich bardzo lubię, jest parę sztuk, które po prostu mogą mi się przydać "okazyjnie" i nie ma sensu się ich pozbywać. Tym, które się ostały zrobiłam zdjęcia, bo czemu by nie?

JAK WIDAĆ INGLOT NALEŻY DO MOICH ULUBIEŃCÓW, JAKOŚ NAJBARDZIEJ PO DRODZE MI DO ICH STOISK...


TUTAJ MIESZANKA, KTÓRĄ BARDZO LUBIĘ, NIE WIEDZIEĆ CZEMU ZAPLĄTAŁ MI SIĘ TU JEDEN GOLDEN ROSE, KTÓRY POWINIEN TRAFIĆ NA FOT. NIŻEJ...

GOLDEN ROSE - POLUBILIŚMY SIĘ CAŁKIEM NIEDAWNO, MAJĄ CIEKAWE SERIE JOLLY JEWELS

WIBO - CAŁKIEM DOBRE, CHOĆ PARĘ RAZY MNIE ZAWIODŁY
 A TU JUŻ ZUPEŁNY MIKS NAJRÓŻNIEJSZYCH FIRM, ALE AŻ CZTERY SZTUKI AVONU - TRAFIŁY MI SIĘ OD NICH TYLKO TRZY DOBRE LAKIERY, A DOKŁADNIE CZERWIEŃ, BEŻ I RÓŻ... RESZTA W KOSZU. NIE WIEM CZEMU NIE WYWALIŁAM TEGO FIOLETU - MOŻNA NIM MAZIAĆ STO RAZY A I TAK PRZEŚWITUJE. 

W tle zdjęć można dojrzeć Psa - od razu powiem, że nie jest to truchło, tak sobie padł i śpi w najlepsze, nie przejmując się, że psuje mi ujęcie...

Pozostając w temacie - różnica między mną a Małżonkiem?

M. na widok zdjęć: O matko tyle pieniędzy zmarnowałaś? Po co ci tyle tego, przecież wszystkiego nie zużyjesz!

S.M. [w myślach]: Kurcze, przecież dopiero teraz widzę ilu podstawowych kolorów mi brakuje! Już wiem co muszę kupić przy najbliższej okazji...

A zmieniając temat...
Dziś nocuje u nas Czaruś. W związku z tym, że jest starszy od Okrucha i przejawia nieco "buntu jedynaka" staram się pokazywać, że istnieją plusy bycia starszym braciszkiem. Okruch jak co dzień poszedł spać o dziewiętnastej więc specjalnie zaznaczyłam Cezaremu, że może spokojnie pobawić się z nami jeszcze jakąś godzinkę. Mija zaledwie pół...

Cezary [odrywając wzrok od bajki, tonem nagany]: Może pójdę już wreszcie spać?!

Co się będę kłóciła? Poszedł.

niedziela, 12 stycznia 2014

A kuku, widzę Cię!

Nastał wieczór. Przygaszone światła, telewizor brzęczy w tle, a książka i gorąca herbata czekają na spragnionych Statecznych. Okruch śpi - śpi od paru minut i Stateczni, jak to w takich chwilach bywa, delektują się tą wyjątkową chwilą ciszy w ciągu dnia. Nagle przypominam sobie, że nie wyjęłam swojej koszulki, a warto byłoby wskoczyć w wygodny dres - szafa znajduje się w pokoju Okrucha. Nic to, idę i niczym puszek na wietrze przemieszczam się po pokoju. Wyjmuję koszulkę, kieruję się do wyjścia i wtem...

A KUKU, WIDZĘ CIĘ!

Podskakuję przerażona, co do cholery mnie widzi, o co chodzi i czemu tak głośno?
Ale nie mam czasu się zastanawiać, bo irytujący i donośny głos wykrzykuje dalej:

CIASTO LEP, CIASTO GNIEĆ, CHCE SIĘ JEŚĆ! PANIE PIEKARZU...

Zlokalizowałam wroga, chwytam go za żółtą stopę i wybiegam z pokoju naciskając jednocześnie na pomarańczowe odnóże i słyszę:

PA PA!

Wierzcie mi, że nie przesadzam z wielkimi literami - Szczeniaczek Uczniaczek ma bardzo donośny głos (a szczególnie w pokoju śpiącego Malucha).

Sabotująca stateczny wieczór zabawka.

Otóż nie jest to nasza pierwsza przygoda. Szczeniaczek nie tylko próbuje budzić dziecko, ale również straszy naszych gości, o czym może opowiadać choćby Bazgrownik, choć nie wątpię, że z dużą dawką traumy w głosie, bo pierwsze jej spotkanie z "a kuku" miało miejsce ciemną nocą i nie miała pojęcia co też właściwie do niej woła...

Nocą zdarzało nam się już nadepnąć na włączone pianinko, albo usłyszeć melodyjkę płynącą ze stolika edukacyjnego - bez dotykania. Staram się zawsze pamiętać, żeby wszystkie głośne zabawki wyłączać, ale zdarzają się wyjątki.

Jeszcze lepszą przygodą jest trafić nogą (podążając w kierunku łóżeczka) na ukryty pod matą drewniany klocek... i powstrzymanie różnych dźwięków, które mają ochotę wydobyć się z naszych gardeł.

Rozejrzałam się po domu i zaczęłam dumać za co właściwie mszczą się na nas ci wszyscy wspaniali ludzie, którzy dają Okruchowi tego typu prezenty:


Oczywiście Dziecię jest zachwycone - ja w zasadzie również jakoś to znoszę, jeśli akurat nie męczy mnie migrena.

Właściwie przyznam szczerze, że nie jest z tymi zabawkami tak źle, jak przez moje narzekanie mogłoby się wydawać - wraz z przyjściem na świat Okrucha dostaliśmy w pakiecie parę aktualizacji rodzicielskiego organizmu... takich jak ultra słuch wyłapujący wszelkie dźwięki, czy ultra wyczucie na każdy jeden ruch malucha, który akurat na nas śpi... ale pomijając te cudowne funkcje jest jeszcze opcja słuchu wybiórczego, który działa właśnie na tego typu gadżety - kiedy Okruch podchodzi do samolotu, uruchamia go i zaczyna jeździć po mieszkaniu my nagle przestajemy słyszeć melodię. W zasadzie da się z tym dźwiękiem w tle swobodnie obejrzeć wiadomości... jednak opcja ma swoje niedociągnięcia - kiedy Okruch porzuca zabawkę i nie wyłączając odchodzi w kierunku czegoś innego ja natychmiast zaczynam słyszeć i odczuwać rosnącą z sekundy na sekundę irytację - pędzę więc i wyłączam głośne ustrojstwo.

Jest jeszcze jeden przyjaciel rodziców - srebrna taśma klejąca. Doskonale zakleja głośniki, mocno się trzyma, jest odporna na ślinienie i wycisza dźwięki więcej niż o połowę! Aktualnie znajduje się na dużym samochodzie - który nie ma włącznika, ani wyłącznika, a czasem wystarczy go przesunąć (oczywiście, że stoi koło szafy z moimi koszulkami...) żeby zaczął wyć swoje melodie.

Są jednak i zabawki, które nie są takie złe, a którymi Okruch bawi się z dość dużą częstotliwością. Większość z nich to różnej maści samochody, bądź samochodobne. Ale są i zakrętki od słoików, domowej roboty skarpetkowa pszczoła, pilot od telewizora, kierownica z cichymi dźwiękami, kurki (namiętnie wyrywane są im ogonki) i inne miłe, ciche rzeczy.


Jednym z ulubieńców Okrucha jest ciuchcia. Ciuchcia jest co prawda głośna, ale za to potrafi zająć Dziecię na dłuższy czas - Okruch nią jeździ, wywraca, naciska liczne guziki, wyjmuje pojemnik, podnosi pokrywę i wsadza nogę do środka, ukrywa w schowku swoje skarby, a pewnie za jakiś czas będzie próbował wozić tam psa. W każdym razie do tej zabawki mam wyjątkową cierpliwość i nigdy nie zapominam zabierać jej do Dziadków jeśli Okruch ma spędzić u nich więcej, niż kilka godzin.


A teraz idę przełączyć całą masę guziczków na opcję "off" i spać.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Gdzie ten śnieg?

Nie żebym szalenie wybrzydzała, że nie ma mrozu, zasp i korków... ale może choć odrobiną przyzwoitości zima by się wykazała i sypnęła nieco z nieba? Tak, żebym mogła pojeździć z Okruchem na sankach?
Człowiek ma dziecię i może bezkarnie wrócić do lat szczenięcych, a tu takie niespodzianki...

Otóż dziś mieliśmy w ciągu dnia pięć stopni na plusie... jeśli mnie wzrok podczas gotowania nie mylił, to  doszło i do siedmiu, ale kłamać nie chcę.
Na dworze nijak nie czuć stycznia - marzec a i owszem.
I ludzie się cieszą, bo nie trzeba odśnieżać, marznąć, stać w korkach, spóźniać się przez  nieprzyjeżdżające autobusy, skrobać szyb samochodów i innych takich...
... ale ja chcę zimy!

Tymczasem fejsbuki i tym podobne mnożą się od zdjęć przyrody wariującej i kwitnącej zamiast spać. Ogródka nie posiadam, za blokiem jakoś nic nie zauważyłam, więc postanowiłam znaleźć środek zastępczy, co by nie być gorsza!
I tak oto z pomocą przyszedł mi kwiat na co dzień niewdzięczny, podły i wyglądający jak badyl ( i jedynie ze względu na to, że każdy z tych badyli, a jest ich trzy, dostałam w prezencie, to już dawno wylądowałyby za oknem), który kwitnąć za żadne skarby nie chce... i nijak nie pomagają rady Teściowej, czy Taty, którym to hodowla tego szkaradzieństwa wychodzi lepiej, niż niesamowicie - moje patyki są głównie patykami i od czasu do czasu kiedy już przymierzam się do ich ewakuacji sypnął jednym, czy dwoma kwiatkami. No i dobrze - wtedy oczywiście są całkiem ładne, ale lada chwila kwiat odpadnie (możliwe, że pomoże mu kot, albo Okruch z Małżonkiem - raz im się taka sztuka udała... "ojoj kochanie nie wiedziałem, że Remek tak za niego pociągnie") i zostanę z patykami. W tej chwili jednak narzekać nie zamierzam - kwiatki się zlitowały i zakwitły i podciągnijmy to pod zasługi wczesnowiosennej aury za oknem.



środa, 1 stycznia 2014

Noworocznie.

Tytuł może i nie jest chwytliwy, ale i ja nie czuję się szałowo, więc czego tu się spodziewać.
Zdaje się, że rozkłada mnie jakieś przeziębienie i proszę tylko, żeby nie przeszło na Okrucha.

Nie stać mnie dziś na wielkie podsumowania, więc napiszę jedynie, że 2013 był dla nas rokiem bardzo intensywnym i chaotycznym, ale pełnym radości. Sama nie wiem, kiedy zleciał, ale nie czuję, żeby te dni uciekły nam przez palce. Chwytaliśmy co się da i obyśmy zawsze umieli cieszyć się sobą i dniem dzisiejszym.

W głowie siedzi mi już parę postanowień i zadań, które wyznaczyliśmy sobie na najbliższe miesiące - mam nadzieję, że doczekają się bezproblemowej realizacji.

Życzę sobie i Wam, żeby rok 2014 przyniósł wiele uśmiechu, dobrego samopoczucia, pozytywnej energii i wiary w siebie. Niech każdy jeden dzień tego roku wypełnia nas entuzjazmem i ciepłymi uczuciami. Niech smutek, zazdrość, niepewność odwiedzają nas jak najrzadziej, a potknięcia i problemy będą tylko małymi ziarnkami goryczy, które dodadzą smaku zwycięstwom i pozwolą docenić szczęście, które dzieje się wokół nas.

"Niech że na gorsze nic już nigdy się nie zmieni
I nikt nie każe ci być twardym i bez wad
Miej zawsze dużo dobrych rzeczy do jedzenia
Bezpieczny własny świat
"

[M. Maleńczuk Święto kobiet]

A takie poranki miewaliśmy w ostatnich dniach starego roku:




I te widoki zaliczam do nielicznych plusów tego, że Okruch budzi się codziennie w okolicach godziny 5.30.

Szczęśliwego Nowego Roku!