wtorek, 9 września 2014

I w końcu o tych urokach...

... Szwajcarii oczywiście.

 Wcale nie tak łatwo, żeby flaga ładnie zapozowała! 


Kiedy w końcu odsapnęliśmy po podróży przyszedł czas na wycieczki!
Muszę tutaj bić pokłony przed W. - mimo zmęczenia zaraz po pracy zabierał nas z Gochą w różne miejsca, żebyśmy mogli jak najwięcej zwiedzić. 

Jako pierwsze odwiedziliśmy miasteczko Rapperswil. Przepiękne miejsce z Polskim Muzeum na zamku
Do samego muzeum nie weszliśmy - dojechaliśmy już po godzinach otwarcia, a i nie byłaby to zresztą szałowa atrakcja dla Okrucha (znużony Okruch plus przestrzeń z eksponatami... takim wyzwaniom dziękujemy). 
 Widok z góry... (stąd)

 Uwielbiam zachody słońca...

 ... choć zdjęcia i tak nie oddadzą ich uroku.

 Molo, wciąż Rapperswil.


Po Rapperswil pospacerowaliśmy, podziwialiśmy łódki, przejrzystość wody i wielkość kaczek i ryb (jedne i drugie robiły wrażenie...). W trakcie drogi na molo przetestowaliśmy siłownię na świeżym powietrzu - niektórych urządzeń nie potrafiłam ogarnąć bez instrukcji, ale okazało się (po jej przeczytaniu) że znacznie zabawniej i intensywniej wychodziło improwizowanie, niż działanie zgodnie z zaleceniami... nawet jeśli raz zawinęłam się wokół sprzętu tak, że nie wiedziałam jak z niego zejść, żeby nie potłuc tyłka - czego nie robi się, żeby być fit. 

Kolejną atrakcją było zwiedzanie najbliższej okolicy - a że Fällanden jest piękne (jak i wszystkie miejsca, które oglądaliśmy) to i nie odczuwaliśmy potrzeby częstych wyjazdów. Już samo wyjście za blok pozwalało wzdychać z zachwytem i w pełni się odprężyć. No, chyba, że akurat Dziecię zaczynało zwiewać w stronę wody, albo ulicy. Albo chcieć jogurt. Albo chcieć brzoskwinię, którą chwilkę wcześniej rzucił w pole, bo tak.

Takie tam z osiedla...  ;)

Bo najważniejsze, to wygodna podróż.

 Również najbliższa okolica.

 Punkt widokowy za blokiem.

 Oczywiście Okruch woli biegać, niż podziwiać widoki - widoki są przereklamowane.

 Wszędobylskie kwiatki! Uwielbiam...

... wszędobylskie okiennice - również.


Któregoś dnia Gospodarze postanowili przybliżyć nam góry, które dotąd podziwialiśmy na horyzoncie. 
I tak wybraliśmy się do Interlaken, zahaczając o inne miejscowości.
W drodze zawzięli się na nas rowerzyści. Słowo daję! Byli wszędzie.
Okazało się, że tego dnia odbywał się jakiś maraton. Najpierw na wąskich górskich drogach mijaliśmy kolarzy sporadycznie, ale później... później jechaliśmy za nimi w żółwim tempie wyczekując dogodnego momentu, bądź ich uprzejmości, żeby jakoś omijać te grupki, których z każdym kilometrem było więcej. Nie ma tego złego - dzięki tempu w jakim jechaliśmy mogliśmy podziwiać widoki za oknem, a i zdjęcia jak na okoliczność okna samochodowego i komórki w roli aparatu wychodziły zupełnie przyzwoite.
Kiedy zjechaliśmy z gór, żeby zjeść obiad w pobliskim miasteczku okazało się, że właśnie tam jest meta i właśnie wtedy większość kończyła wyścig.


Jedno z piękniejszych miejsc, jakie widziałam podczas wakacji - Interlaken. 

 Wspominałam, że przez szybę...

 ... i że komórką.


 Chmury w zasięgu ręki!

Okruch i Sherlock. Sherlock ma fajkę, a Okruch lizaka.  

To jeszcze nie koniec tego, czym chcę się z Wami podzielić, ale czas na drobną przerwę od wakacyjnych wspomnień. W najbliższych postach relacja z Blogowego Piękna Mam - czyli spotkania blogerów w Lublinie... i trochę więcej Statecznej codzienności. A w między czasie podsumowanie wakacji i tego, co komu podobało się w nich najbardziej.

A teraz idziemy ze Statecznym świętować kubkiem herbaty fakt, że Okruch w końcu zjadł coś więcej niż jogurt! Po trzech dniach odmawiania posiłków (zapalenie gardła...) w końcu przełknął rosół!

7 komentarzy:

  1. Piękne widoczki. Może i my kiedyś....
    Znam ten wózek ;-)
    Okruch indywidualista :-) Podziwiam :-)
    I oklaski dla W. i Gosi :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne widoki. Robią wrażenie. Super, że wakacje się udały.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. My się zakochaliśmy w widokach, coś niesamowitego i oczywiście zdjęcia nie oddają uroku miejsca :)

      Usuń
  4. Te widoki przyszło mi na własne oczy oglądać i Sherlocka uściskać też :))) Do Rappersvil nie popłynęliśmy bo już czasu zabrakło. Ale tak sobie myślę, że ... nawet maluszki mogą zwiedzać muzea. Wiem, że ruchliwe i nie usiedzą, ale przyjdzie czas, że powiedzą, że nudno ... Z naszymi wchodziliśmy praktycznie wszędzie i teraz Marcin zażyczył sobie że koniecznie musi Zamek w Malborku zobaczyć, po raz trzeci (pierwszy raz był jak miał pół roku) bo chce jeszcze raz te armaty i rycerzy pooglądać. Uściski!

    OdpowiedzUsuń