środa, 16 kwietnia 2014

Nie tylko na Brackiej...

... w Krakowie pada deszcz.

ale to akurat jest Bracka

Pogoda w sam raz na zaczytywanie się w książkach, bo nawet nosa w taką szarzyznę nie chce się wyściubić.
Siedzimy więc z kawą w ręku - zarówno ja i Bazgrownik, a każda zajęta swoją robotą.
Ale skoro deszcz - a jak deszcz, to przecież mówi się, że "pogoda barowa" i nie mówi się tak bez podstaw... to może by tak na wieczór, dla rozrywki, w nagrodę...?
To idziemy. Przyjaciół z dawnych lat długo prosić nie trzeba.
Drinki smaczne, rozmowy ciekawe, sympatyczny wieczór za nami - miód malina można by rzec.
Jedyny zgrzyt - na sam koniec.
Przychodzi co do płacenia, prosimy o rachunki i zostajemy poinformowani, że ten oto lokal nie rozbija rachunków. Jeden stolik - jeden rachunek. I może byśmy jeszcze kombinowali, że ktoś zapłaci, reszta odda (tak się złożyło, że większość chciała płacić kartą, a nie gotówką), ale właściwie dlaczego? Dlaczego my - klienci - mamy zgadzać się z idiotycznym wymysłem, skoro właściwie nie widzimy powodu. Próbowaliśmy dowiedzieć się dlaczego właściwie nie ma takiej możliwości. A więc:
Bo nie. Bo to problem. Bo takie są zasady. Tak i koniec. Polityka firmy. To nie byle restauracja, a koktajl bar. Ich to nie obchodzi i już.
Po bardzo nieprzyjemnej wymianie zdań z p. manager, która wykazała się skrajnym brakiem profesjonalizmu, udało się nam zapłacić osobno. Okazało się, że to wcale nie był taki wielki problem (chodź przedstawiono nam to jako fanaberię zagrażającą dobru firmy).
Przykre jest natomiast, że osoba która z racji swojego stanowiska powinna potrafić (a przede wszystkim chcieć) rozładowywać konflikty i starać się, aby klient - szczególnie w różnych tego typu sytuacjach - czuł się dobrze... po prostu wykazała się brakiem kultury.
Pomijam już nadmierną gestykulację, oburzony ton i wyniosłą postawę.
Z pewnością nasze grono nie tylko więcej nie zasili grupy klientów, ale również nie poleci nikomu "koktajl baru" Pergamin przy Brackiej w Krakowie.

Żeby rozwiać trochę nieprzyjemną szarzyznę postanowiłyśmy dodać koloru paznokciom. Wybrałyśmy już nie wiosenne, a niemal letnie barwy. Wygrzebałam z kosmetyczki kolorowe naklejki i inne cuda, uzbroiłyśmy się w lakiery i...


... muszę przyznać, że taka konstrukcja trzyma się przy odpowiednim nadmiarze kleju dość niesamowicie.
Kiedy B. próbowała zburzyć tak misternie stworzoną formę ja bawiłam się nieco ostrożniej:


 W zasadzie nie przepadam za tymi naklejkami - są kolorowe, radosne i ładne, ale irytują mnie, bo nigdy nie wiem jak dobrze ich użyć, żeby nie wyglądały zbyt kiczowato. Ale raz na jakiś czas, choćby w lato gorące, na plażę - można poszaleć. 

Jutro powrót na Stateczny Grunt!
Małżonek już zapowiada, że kupił parówki, majonez i jajka - brzmi finezyjnie, prawda?

2 komentarze:

  1. Trwałość kleju przeszła moje najśmielsze oczekiwania...

    OdpowiedzUsuń
  2. Parówki i jajka! Brzmi świetnie ;-)

    OdpowiedzUsuń