poniedziałek, 14 października 2013

Przyjdzie jesień i przyniesie...

... pół biedy, jeśli przeziębienie. Przyniosła nam natomiast (no dobrze, może nie sama jesień, a ząbkowanie) ból ucha Okrucha i moje ogólne przygnębienie z tego płynące. Pogoda w dużej mierze jest piękna i aż szkoda nie spacerować. Spacerowaliśmy dotąd co najmniej dwie godziny dziennie, teraz wychodzimy na parę minut. Ale przeczekamy, wytrwamy, chociaż lekko nie ma.

Nie cierpię być uziemiona  w domu, nie cierpię być narzekającym babskiem, a przez parę dni byłam tak paskudna, że osobiście złożę wniosek do Pana Prezydenta o jakiś medal dla mojego Małżonka.
Co on się ze mną ma, to niech mu najlepiej milionem w totka i cudnym zdrowiem wynagrodzi Siła Wyższa!
Samej mi ze sobą ciężko wytrzymać, drażniło mnie wszystko i wszyscy.

Ukojenie przyszło dwojakie - raz, że wybuchłam, spięłam się z Małżonkiem, który mając dosyć paskudnego rudego babsztyla zwanego niekiedy "żoną" bądź "rudym kochaniem" wyszedł z domu pooddychać.
Pierwsze do myślenia dało jego wyjście, choć przyznam szczerze, że zanim wrócił zdążyłam zadzwonić do przyjaciółki i obsmarować go z góry na dół, jaki to on podły i wredny, a ta jedynie subtelnie zasugerowała, że może jednak aktualnie nie przejawiam anielskiego usposobienia... wiedziałam, że jest moją najlepszą przyjaciółką... swoją drogą kto wymyślił obiektywne przyjaciółki?
Małżonek na szczęście nie porzucił mnie na stałe (no mówię, że medal mu się należy!) wrócił w trakcie rozmowy z kwiatami i upominkiem (ja go obgaduję, a on mi tak...), więc zmiękłam zupełnie, zołzowatość ze mnie zeszła i ciśnienie też jakby opadło. Oczywiście znów się popłakałam - dokładne powody płaczu nie są mi znane, ale podejrzewam jakieś powszechne znane kobietom napięcie i ogólna kumulacja choróbsk i irytujących detali.

Drugie, co pomogło, to aktualna lektura mojej ukochanej (niestety już świętej pamięci...) Joanny Chmielewskiej Życie (nie) całkiem spokojne - tak mi koi nerwy, że łażę z nią po całym mieszkaniu poszukując wolnych pięciu minut na poczytanie choćby jeszcze paru stron... Najspokojniejszym miejscem dla Matki jest zwykle toaleta, tak więc Małżonek spogląda na mnie lekko zaniepokojony, czy aby nie mam rozstroju żołądka, bo coś te wizyty niezwykle częste się zrobiły...

Także melduję się naprostowana, ogarnięta poniekąd i w nastroju pokojowym, choć bojowym.

A na koniec zdjęcia ze spaceru - odstęp dokładnie dziesięć dni, dość sympatycznym przypadkiem z tego samego miejsca. I jak nie lubić takiej jesieni?

7 komentarzy:

  1. ja mam w te dni tabliczkę na drzwiach "bez wideł nie podchodzić"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba będę musiała o czymś takim pomyśleć...
      Przyzwoitość faktycznie nakazywałaby ostrzegać otoczenie.

      Usuń
  2. Oj tak! Wiem po sobie, że są takie dni w życiu, kiedy baba potrafi być nieznośna do granic. Potem siadam i zastanawiam się nad sobą i dochodzę do wniosku, że mój mąż ma do mnie dużo cierpliwości, bo ja sama bym z taką sobą nigdy nie wytrzymała.

    OdpowiedzUsuń
  3. a może chłopy powinni wcześniej zauważać że coś się szykuje? I pomóc ogarnąć to co do ogarnięcia przed wybuchem? znam te podejrzenie o "rozstrój" i tak obiektywnie, do czego to podobne, żeby kobieta tylko TAM mogła mieć chwilę aby poczytać w spokoju książkę??? I wcale (chyba) nie nadchodzi u mnie żadna burza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż Małżonek też czytelnię ma w łazience, bo gdy Okruch zauważa, że Rodzic siedzi z książką, natychmiast uznaje, że należy bardzo szybko ten spokój przerwać. I zupełnie nie ważne, czy teraz bawi się z drugim rodzicem, czy zwierzakami. Przerwać czytanie należy i już.

      Natomiast wybuchł był obiektywnie bezzasadny i Małżonek nie miał czego ogarniać. Gdyby mieszkanie było sterylnie czyste, a zwierzaki wyczesane, dziecko spokojne - prawdopodobnie łodyga kwiatu odchylałaby się bezczelnie nie w tę stronę i w tym momencie to mogłoby spowodować aferę :-)

      Usuń
  4. Oj Ty Ruda, oj, oj :-) Jednak wiem, że są takie dni, ja się dodatkowo wściekam, ze się bez sensu wściekam. A książka czytana w łazience - super, też tak robię, nie dlatego, że nie mogę gdzie indziej, tylko dlatego, że jakoś mi tak wygodnie :-D Biedny Okruch z tymi zębiszczmi i uchem :-/
    Zdjęcia cudne. Mówiłam, ze będzie piękna jesień to nikt mi nie wierzył :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak - wściekanie na bezsensowne wściekanie również zaliczam...

      Co do jesieni - ej, ja wierzyłam!

      Usuń