środa, 13 listopada 2013

Całkiem łaskawa ta jesień... (czyli zasadniczo o niczym).

Nie wiem jak i kiedy, ale właśnie się zorientowałam, że mamy już niemal połowę listopada.
Czas ucieka jak szalony - zdążyłam spędzić parę dni z przyjaciółmi, uporządkować uczelniane sprawy, przeczytać ze dwie książki, pomóc Babci zorganizować pewien projekt... a powietrze zaczęło pachnieć zimą.
Jednak nie narzekam, bo czas mijał przyjemnie i miałam w końcu okazję trochę więcej przebywać z Cezarym, za którym już mocno tęskniłam, a co za tym idzie Okruszysko mogło bawić się z innym (choć starszym) dzieckiem.
Szczerze mówiąc Okruch nie jest zbyt cierpliwym stworzeniem i Czarcio nie raz i nie dwa oberwał zabawką, czy rączką od młodszego braciszka (nie żeby rodzice przyklaskiwali na te zachowania, ale jednak się zdarzały). Okazał się być jednak oazą spokoju i nie oddał, nie krzyknął, a co najwyżej udawał, że go nie ma:

Siedziałyśmy z Jagodą w jej kuchni, mając doskonały widok na pokój Czarcia (gdzie bawią się dzieciaki) i salon.
W pewnej chwili zauważyłyśmy, że Cezary przeczołguje się cicho do salonu.
J: Cezary, nie bawimy się w salonie kiedy masz gościa...
SM: Czarciu nie bądź taki, idź do pokoju i pobaw się z Remkiem...
Cz:[konspiracyjnym szeptem z ciemnego salonu]: Nie, bo jak wyjdę on mnie znajdzie!

Biedne dziecię. Na szczęście widać, że coraz bardziej się docierają.

Pamiętam, jak Czarek wyczekiwał narodzin Okrucha. A potem nadszedł czas na pierwsze spotkanie. Czarcio miał wobec niego wiele oczekiwań. A tymczasem...

SM[wychodząc na powitanie z noworodkiem zawiniętym w rożek, tłamszona jeszcze hormonami, które kazały jej się na tę chwilę wzruszyć]: Czarciu, to jest właśnie Remuś...
Cz[dzierżąc w rączkach prezent spojrzał krytycznym okiem i z bijącym w głosie rozczarowaniem mruknął]: Taki mały?!
I tak oto czar prysł, bowiem Stateczna Ciotka zupełnie się nie spisała i zamiast przynieść do domu jakieś ogarnięte dziecię około lat 3, które mogłoby się z Cezarym bawić, pokazuje mu Małe Stworzonko, które nie dość, że nie odpowiada na pytania, to jeszcze nie potrafi wziąć do rączek prezentu!
Oj urocze i zabawne były te pierwsze chwile.

Właściwie post miał być zupełnie o czymś innym, ale uwaga zeszła na wspominki.

Na marginesie...
Jesień w tym roku jest wyjątkowo łaskawa pogodowo, a co za tym idzie trudniej o jesienną chandrę - i to mi się podoba. Gdyby jeszcze paskudne migreny łaskawie sobie odpuściły moją osobę - byłabym przeszczęśliwa i znacznie bardziej żywotna. 

Spodobało mi się robienie pasków ze spacerów.

1 komentarz:

  1. Hmmm, chyba miałam bardziej brutalne zderzenie z rzeczywistością: Julka marzyła o rodzeństwie. Gdy zobaczbyła Marcina w całej jego okazałości z zawodem w głosie zapytała: "To jednak chłopak?" Cóż, okazało się że brat to nie rodzeństwo. Z radością stwierdzam, że po 5 latach się docierają ;-)
    Paski są super! :-)

    OdpowiedzUsuń