Prezenty przywiozą.
Podłogę zagospodarują na spanie, nie oczekując łóżka.
Jak by coś zjedli, to cokolwiek.
Jak by coś zjedli, to cokolwiek.
Jak już zjedzą, to im smakuje.
Kawę? To oni zrobią. Z pianką, pyszną.
Film? A na jaki gospodarze mają ochotę? Chętnie obejrzą.
Śmieją się z dowcipów. Opowiadają ciekawostki. Zachwycają się Okruchem. Rozpieszczają kota. Babskie ploty? Od rana. Zakupy babskie? Otóż chętnie, teraz, czy zaraz?
Kawę? To oni zrobią. Z pianką, pyszną.
Film? A na jaki gospodarze mają ochotę? Chętnie obejrzą.
Śmieją się z dowcipów. Opowiadają ciekawostki. Zachwycają się Okruchem. Rozpieszczają kota. Babskie ploty? Od rana. Zakupy babskie? Otóż chętnie, teraz, czy zaraz?
Pośmieją się z dowcipów, narobią szumu, pomogą wnieść
zakupy, dorzucą się do prowiantu, umilą
wieczór. Posiedzieć w ciszy pomnożonej przez dorosłych sztuk cztery – o dwie
więcej, niż normalnie – też jakoś sympatyczniej. Mężczyźni docinają* kobietom, kobiety razem dokuczą
mężczyznom – stereotypy i seksistowskie dowcipy – otóż pod dostatkiem.
A potem? A potem pojadą. Nie ma kawy (no chyba, że się
samemu ruszy zad, ale co to za radocha). Nie ma szumu. Jest wolna podłoga i wszystko na swoim
miejscu. W łazience więcej miejsca, nikt nie ma burżujskich wymagań co do smaku
napoi energetycznych. I dlatego właśnie nie lubię gości – bo jak pojadą, to
potem długo każą człowiekowi tęsknić.
I jest we mnie jakiś wewnętrzny masochizm, bowiem uwielbiam gości. Mamy stałą grupkę takich, którzy status gości już stracili, czyli hasło "czujcie się jak u siebie" obowiązuje ich pod każdym względem. Pierwszym elementem utraty statusu jest pokazanie, gdzie jest kuchnia, a gdzie w kuchni jest lodówka oraz istotna zawartość szafek. Od tej chwili gość musi żerować sam między posiłkami - co upoluje, to jego. Nie ma pytań. No chyba, że "czy ktoś jeszcze pije herbatę?".
I właśnie takich gości bez statusu lubię najbardziej.
*A pozostając chwilkę w temacie męsko-damskich docinków…
Mistrzyniami w zadawaniu głupich pytań (niektórzy preferują
określenie: pytań bez dobrych odpowiedzi ) są kobiety. Mistrzami
w udzielaniu idiotycznych odpowiedzi są natomiast mężczyźni.
Są jednak sytuacje, w których mężczyzna nie potrzebuje
idiotycznego pytania, żeby się pogrążyć.
Małżonek po wycięciu woreczka leżał w szpitalu. Przyznam –
choć to mój własny mąż, to przejęłam się (pewnie przywiązanie… albo jakaś taka
inna sprawa, co ją sobie ślubowaliśmy przed ołtarzem… chyba coś na „m”…) i
jakoś tak w zabieganiu i zmartwieniu mi się schudło. Wchodzę na salę i słyszę:
M: A cóż to za piękna, szczupła kobieta? Niemożliwe, żeby to
była moja żona!
Ubaw miałam przedni, szczególnie kiedy zorientował się co
też właściwie powiedział i próbował z tego wybrnąć - oczywiście coraz bardziej się pogrążając:
M: Nie to miałem na myśli!
Chodziło mi o to, że dziś wyjątkowo szczupło wyglądasz… To znaczy… zawsze
szczupło wyglądasz, ale dziś jakoś korzystnie!
Mam zamiar te dialogi spisywać,
spisywać jako odrębne jednostki, bo szkoda, żeby odeszły w zapomnienie.
Oooooooo zgadzam się tacy goście to złoooooo. Ja nie lubię gości, którzy dzwonią i się zapowiadają tak 2-3 godz. przed wizytą, bo jak wpadają znienacka to bałagan i brak słodkości usprawiedliwiony , jak zapowiadają się co najmniej dzień wcześniej, to człowiek chatynkę ogarnie, a tak, na wariata sprzątasz, pieczesz, bo w 2-3 godz. przeca zdążę :-/
OdpowiedzUsuńMałżonkowie i ich teksty uwielbiam :-) głównie pogrążać, a co? podła jestem :p
Mam to samo - już wolę, jak gość wpadnie i po prostu zastanie co jest. A jak mam godzinę, czy dwie, a jeszcze się trafi marudny Okruch, to irytacja we mnie wzrasta, że muszę tu zrobić, tam zgarnąć, to przynieść i do sklepu skoczyć...
UsuńFaceci - ja mimo ubawu wewnętrznego zwykle robię grobową minę i udaję, że się dąsam...
Ewentualnie zapamiętuje i wypominam, także też podłość przejawiam :-)
Co do facetów to ja mam ze swoim ubaw, bo czasami łyka wszystko jak nie przymierzając jakiś pelikan :D a ja mam potem śmiech, bo znowu w jakąś durnote uwierzył :D
OdpowiedzUsuńCo do gości to też lubię tych z gatunku "samoobsługowych", a dla tych z zaskoczenia to mam zawsze w szafce jakieś ptasie mleczko, wafelki albi rafaello więc coś do kawy zawsze się znajdzie.
Oj tak, mężczyźni są pocieszni - jeśli ma się w domu ich odpowiedni typ.
UsuńA co do słodkości - kupuję, żeby zawsze coś było... ale potem jak się okazuje zostaje marna resztka nie nadająca się do wystawienia, bo "coś" przyszło i zjadło.
Samoobsługowi są najlepsi na świecie! :)) I człowiek nieskrępowany, zadowolony, potem chwilę odsapnie i znowu gości by zapraszał :)
OdpowiedzUsuńWczoraj niestety odwiedził mnie gość zupełnie z innej bajki - moja szwagierka (bratowa męża) ze swoją mamą. Gość dość egzotyczny bo z Teksasu, tymczasowo przebywający u mamy 200 km od nas. No więc, ja głupia, chata doprowadziłam prawie do najwyższego połysku, przygotowałam pieczone mięska, ciepłą szarlotkę ... Bo przecież głodne będą, ponad 5 godzin w pociągu spędziły. I co? Mama szwagierki, bardzo serdeczna starsza pani, którą bardzo lubię czuła się jak u siebie, a teksańska dama niczego nie tknęła tylko kawy dwie wypiła. No i co począć?
Cieszymy się, przynajmniej szarlotki dużo zostało, a wyszła boska! :D
Popieram, lepszych od samoobsługowych nie ma!
UsuńA szwagierki współczuję - znam taką aż za dobrze.
Natomiast o nadmiar szarlotki się nie martw - możesz zapraszać mnie, ja uwielbiam :-)