piątek, 31 maja 2013

Skarpetkę, królestwo za skarpetkę! Czyli rozpuściłaś, to masz :-)

Małżonek Szacowny niejednokrotnie podnosi mi ciśnienie (oczywiście ciągle utrzymuje, że dla mojego zdrowia, bo kiepsko by mi się żyło z przeciętnym 90/60) i naraża się na brzęczenie i beblanie pełne wyrzutów. Zdarza się, że poziom irytacji wzrasta niebezpiecznie, bo przecież Małżonkowi daleko do istoty idealnej i posłusznej, ma swój rozum, który nader często wykorzystuje przeciwko mnie. Czasami nie jestem w stanie zgłębić jakimi drogami idą jego myśli i dlaczego rzekomo to kobiety są znane z zupełnego braku logiki, bo męskie-małżeńskie zachowania nie raz i nie dwa upewniły mnie w przekonaniu, że zasadniczo jest odwrotnie.
Ale - jak doszłyśmy do wniosku pewnego babskiego wieczoru, gdzie wstępnie miałyśmy zamiar poużalać się nad naszymi statecznymi losami - ma to swój urok niesamowity i jeśli odpowiednio się do tego ustosunkować, to jest po prostu jedną z t y c h rzeczy dzięki którym małżeństwo ma swoje piękne kolory i dzięki którym nie jest nudno, ba! można się dzięki temu zdrowo uśmiać.
Dodam jedynie, że przetrzymałam Małżonka w celach niejako badawczych, aby sprawdzić stopień jego rozpasania się i wygody, a na co dzień nie jestem podłą istotą - dbam o szuflady pełne przedmiotu pożądania tej historii ;-)

Poniedziałek. Mąż oznajmia:
Małżonek: Kochanie, brakuje mi skarpetek.
Stateczna Matrona: Tak? No cóż...
Wtorek. Powtórka z rozrywki.
M.: Kochanie, brakuje mi skarpetek, niedługo nie będę miał w czym iść do pracy.
SM.: Yhm...
Środa. M. zdziwiony i poirytowany bawi się w „dzień świstaka”:
M.: Kochanie, co się dzieje ze skarpetkami? Nie ma skarpet! Jak ja pójdę do pracy, skoro nie ma czystych skarpet!
SM.: Ojej. To faktycznie niedobrze.
Czwartek. M. Wpadł na rozwiązanie sytuacji.
M. Nie znalazłem dziś żadnych czystych skarpet! Nałożyłem wczorajsze.
SM.: ...

Postanowiłam sama wstawić pranie.

Nie jestem jednak osamotnioną, szczęśliwą posiadaczką tego typu Małżonka. Przyjaciółka również szczyci się takim egzemplarzem pod swoich dachem i u niej eksperyment skarpetkowy przebiegał niemalże identycznie. 

Tak, wiem - wszystko to jest efektem ubocznym rozpieszczenia małżonka poprzez wzięcie na siebie niemalże zupełnie obowiązku prania, ale zupełnie mi to nie przeszkadza, a przynajmniej n i e

d z i ś... ;-)

4 komentarze:

  1. Napisałam dureństwo, ale zmieniłam zdanie, bo w sumie już znam odpowiedź, więc piszę inny komentarz :D Znam jedną taką łajzę, która sama lata do pralki z każdą brudną szmatą, bo jest czyścioszkiem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie uważaj, bo pewnie na innym polu nadrabia wydziwianiem :D

      Usuń
  2. Hmm stwierdzić muszę, że nie znam tego problemu :) Mój Małż nauczył się chyba lepiej ode mnie obsługiwać pralkę, suszarkę i zmywarkę. Jedyne do czego się nie bierze to żelazko, ale może to i dobrze. W kwestii prania to najgorzej było go nauczyć żeby raczył skarpetki łączyć w pary, ale i to już opanował.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój ma różne naloty, tak nastawia pralkę, ale do pasji wręcz mnie doprowadza tym, że skarpetki tam wrzuca pojedynczo, nie zaś parami. Później wyciągam takie pojedyncze potworki, samotne, bez pary :-/ Czekaj aż Małżonek wpadnie na pomysł, ze przecież można nowe kupić, zamiast prać :p

    OdpowiedzUsuń