Teściowie wyjechali nad morze, my wyjechaliśmy do teściów i tak oto spędziliśmy
dwa tygodnie na wsi. Zabrała się z nami Jagodowa rodzina, więc było tłoczno i
wesoło. Trzy sztuki dorosłych chodziły do pracy, a mi przypadło siedzenie z
naszymi dwoma chłopakami i gotowanie obiadków, więc stateczność w pełnym
wymiarze. Nie powiem – było wesoło. Wesoło wesoło i wesoło ja-tu-zaraz-zwariuję…
Bo Czarek i Okruch razem, to mieszanka
wybuchowa – raz wybuchałam śmiechem, a raz z nerwów ;-)
Mamy do opisania kilka przygód, ale na dobry początek taka z
serii „uroki wsi”.
Siedzieliśmy sobie spokojnie w salonie. Czarek oglądał
bajkę, ja karmiłam Okrucha.
Nagle nasz spokój przerwało solidne JEBUDU z efektem drżenia
szyby. Zdążyłam zauważyć coś bliżej nieokreślonego, co rozpłaszczyło się na szybie i zaraz się po niej zsunęło… to coś
miało skrzydła.
Pierwsza myśl „cholera, jakaś kaczka mi tu przyszła, zdechła
i co ja z nią teraz zrobię?” - jakby co najmniej należało ukryć mocno
niewygodne zwłoki. Z szoku wyrwał mnie Czarek:
Cz.: Ciociu, ciociu, coś się o nas rozbiło!
Podchodzimy do okna, patrzę, a tam na krześle leży coś
dużego, brzydkiego i ogłuszonego.
Pokazuję Czarkowi naszego gościa przez szybę.
Cz.: Co to jest?
S.M.: Nie wiem dokładnie Czarciu, ale jakiś bażant,
kuropatwa, czy inny ptasior...
Cz.: I co? Dlaczego on uderza w naszą szybę? Dlaczego leży?
Co z nim zrobimy? Jak on tu wpadł…
S.M. Nie wiem Cezary,
ale biegnij szybko zamknąć furtkę od tarasu, bo zaraz pieski do niego
przybiegną…
Cz.: I co?!
S.M. No nie wiem Kochanie, ale prawdopodobnie go
przestraszą, albo dziabną, a z jego nerwami chwilowo chyba nie najlepiej...
Cz.: Ciociu, biegnę! Musimy uratować tego bakłażana! Na ratuneeeeek!
Bakłażant okazał się być perliczką, perliczka okazała się być żywą i po chwilowym oszołomieniu poszła sobie w siną dal nie przejmując się biegającymi psami. Może dlatego, że te psy to nasz pomeranian i niezrównoważony labrador teściów…? Oba co najwyżej mogły ją zalizać, albo uciec od niej w popłochu - takie oto cechują je mordercze zapędy i szalona odwaga.
Ptaki Hitchcocka nadochodzą...
OdpowiedzUsuńSwoją drogą na maila odpowiedz a nie ptaki podglądaj, no ;p
Wypraszam sobie, to ewidentnie ptaki próbowały podglądać nas, ale zabrakło im subtelności :-P
UsuńNagły atak perliczki! :D
OdpowiedzUsuńKurczę, jak tylko przyjadę do Polski, MUSIMY się zobaczyć :)
Musimy...! tylko Ty się wyrób jeszcze na "stare śmieci" bo z Twoim tempem to już na dom się załapiecie, a wtedy kto wie? Może jakaś perliczka i Ciebie zaatakuje :p
UsuńOh jej, cóż za przeżycia, ale te miastowe to wystraszyć łatwo :-D Ty się ciesz, ze Wam koziołek nie jebutnął w szybę :-D Nasza Psica na etapie gonienia tego co ucieka, ale to łajza, więc jeszcze nic nie dorwała :p
OdpowiedzUsuńA zdechniętą kaczkę, bakłażana czy innego ptasiora to się na rosołek bierze, bo na wsi o zaopatrzenie trudno :-D
Wierz mi, ze Cezary chętnie by Ci asystował przy skubaniu :-D
Koziołek powiadasz... ale za to wszystko przed Wami, bo Psica niby nie dogania, ale zapędzić sarenkę do drzwi balkonowym może jej się udać :-D
UsuńCezary a i owszem, oskubałby chętnie... ale wolę nie wzbudzać w nim takich zapędów, bo kto wie jak to by się skończyło, to dziecko ma szalone pomysły :-D
czasem naciskam opublikuj a potem dopiero czytam to, co napisałam, zgroza!
OdpowiedzUsuńOraz dziękuję za odwiedziny!
A nie ma za co, przyjemność po statecznej stronie i z pewnością jeszcze odwiedzała będę :-)
Usuń